Kiedy prowadziłam pierwszą rozmowę rekrutacyjną? Rany,
strasznie dawno… to musiało być jakieś 20 lat temu! Brzmi strasznie, ale taka
właśnie jest prawda. Czy jestem aż tak…hmm zaawansowana wiekowo? Według siebie
samej z pewnością nie! ;) Obiektywnie rzecz, biorąc też chyba nie zupełnie…
Zawsze byłam entuzjastką podejmowania się różnego rodzaju
zajęć. Jeszcze w podstawówce sekretarzowałam na wystawach psów, pomagałam w
organizacji obchodów dnia dziecka i realizowałam masę innych pomysłów. To była
zdaje się druga klasa liceum, kiedy wymyśliłam sobie, że zostanę hostessą na
targach.
-Tato, czy mógłbyś porozmawiać z Maćkiem, żeby zatrudnił
mnie jako hostessę? -zagaiłam pewnego dnia licząc na łatwy sukces. Wspomniany
Maciej, właściciel firmy organizującej cykliczne imprezy targowe był przecież
dobrym kumplem taty. Nie spodziewałam się przeszkód. A jednak…
-Nie ma mowy! Proponuję, abyś zamiast tego skupiła się na
nauce. Niczego chyba zbytnio Ci nie brakuje?- władczo i nieco zaczepnie zawyrokował mój rodziciel.
Faktycznie- nie brakowało niczego. Poza uległością ;) „Genów
nie wydłubiesz” jak mówi mój kochany szwagier. Ha, ja też jestem uparta!
Tak oto do Pana Maćka, którego serdecznie stąd
pozdrawiam, udałam się sama. Po wysłuchaniu z czym przychodzę, mój wymarzony
wówczas pracodawca, bez mrugnięcia okiem powiedział coś w rodzaju:
-Jeśli chcesz, nie ma sprawy. Możesz pracować w biurze
targów przy obsłudze wystawców. Tylko pamiętaj, to nie zabawa!
Ależ to było przeżycie! Pierwsza impreza, jak dziś
pamiętam: targi spożywcze: firmy, ludzie, masa spraw. Cudowne 4 dni! Jedna,
druga impreza, gdzie „latałam pod sufitem” aż usłyszałam:
-Kama, dobrze Ci idzie. Będziesz kierownikiem biura.
Możesz zatrudniać hostessy i pracowników… no i w ogóle zająć się całością tych
spraw.
Jak gdyby nigdy nic, ze znudzoną nieco miną wziął kolejny łyk kawy, a dla mnie…
zmienił się mój cały, nastoletni świat!
Przez kilka kolejnych lat, bez względu na okoliczności, przez 4 dni niemal każdego miesiąca...
To, co teraz wydaje mi się dość zabawne,
wówczas było przeżyciem na wielką doprawdy skalę. Ciekawe to były czasy,
ogromne emocje i entuzjazm, zerowa (czy może raczej intuicyjna) wiedza o
ludziach.
To było właśnie jakieś 20 lat temu. Całkiem dawno, kiedy
się nad tym zastanowić.
Z tamtych czasów pozostał entuzjazm do tego, co robię i chęć poznawania
nowych ludzi. Pozostały też rekrutacje, bo przez następne lata trochę ich
przeprowadziłam. W związku z tym, można chyba stwierdzić- doszło mi
nieco doświadczenia. Czy dziś, po tylu latach, zatrudnianie
nowych pracowników to przysłowiowa bułka z masłem? Czy są to zawsze łatwe wybory? SKĄD!
Mogę jednak
wyznać Ci jedno: po latach różnorodnych prób i eksperymentów powróciłam niejako do źródeł-
wierzę głównie swojej intuicji. Zatrudniam CZŁOWIEKA, którego potem, z pomocą współpracowników, uczę wiedzy potrzebnej na danym stanowisku i wspomagam na drodze własnego rozwoju.
O co chodzi? Dam Ci przykład. W moim zespole handlowców
nie pracuje dzisiaj ani jedna osoba, która pełniła taką samą funkcję w innej
firmie stomatologicznej. Dlaczego? Bynajmniej nie dlatego, że mam do takich
osób uraz! Przeciwnie- wygodniej jest zatrudnić przedstawiciela, który zna
branżę, produkty, klientów i krótko mówiąc – wie o co chodzi. Bez zbędnej
straty czasu na żmudne szkolenia, może niemal z dnia na dzień rozpocząć swoją
aktywność. Dlaczego zatem nie?
Bo to nie kwestia doświadczenia jest dla mnie
priorytetem. Najważniejsze są cechy, których nie sposób się nauczyć: entuzjazm, chęci, pozytywne nastawienie i bycie po prostu fajnym człowiekiem.
Otwarta głowa
Twojego pracownika sprawi, że naprawdę przyswoi każdą, nawet tę z pozoru
najbardziej tajemną wiedzę. Uwierz mi na słowo: zdecydowanie łatwiej będzie Ci nauczyć
przyszłą asystentkę jaka jest sekwencja potrzebnego przy danej procedurze
instrumentarium, niż umiejętności sprawiania, że każdy z Twoich
pacjentów będzie czuł się potraktowany serdecznie i wyjątkowo…
Zatrudniasz czasem ludzi? Asystentki, recepcjonistki? Jest
masa rad, i technicznych podpowiedzi, których mogłabym w związku z tym Ci
udzielić. Zasadnicza kwestia, którą warto zapamiętać z dzisiejszej opowieści
zawiera się jednak w tytule tego postu :)
Jeśli moje doświadczenie jest cokolwiek
warte, to właśnie tej wiedzy: nie patrz na znakomite umiejętności techniczne
myśląc: „jakoś to będzie, popracuję nad tą kwaśną miną”.
Zatrudnij CZŁOWIEKA.
Miłą osobę o otwartym umyśle pełną chęci do pracy. Zaufaj- nauczysz ją wszystkiego
szybciej niż myślisz. Ta zasada nigdy nie zadziała w drugą stronę. Tylekroć,
ile razy chciałam przekonać się, że to nieprawda, tyle razy byłam w błędzie.
Ps. W przededniu grupowego wyjazdu do pięknej i słonecznej
(mam nadzieję!) Toskanii: dzięki mój Kochany
Zespole, „Best Performing Team 2012” za
energię, którą od Was dostaję. Patrzeć na Wasz rozwój, to chyba największa
frajda, jaką mam z wykonywanej pracy.
Ps. II Dla tych, którzy choć z malutką przyjemnością zaglądają
do mojej pisaniny, polecam Magazyn Stomatologiczny, gdzie otrzymałam swoją stałą
kolumnę. W aktualnym, majowym numerze piszę o truskawkach w zabaglione ;)
Na zdjęciach w tym poście- część mojego, prawie zawsze
uśmiechniętego Zespołu- Madzia i Ola :)