czwartek, 21 lutego 2013

Miłego dnia. Po prostu.


„Ameryka? U nich zawsze wszystko świetnie i ok. Jakież to puste! Jakie powierzchowne!” -słyszałam to nie wiem ile już razy w życiu.
Tymczasem, za każdym razem, kiedy jestem w Stanach, na nowo odkrywam, jak miłe i przyjazne mogą być zwykłe, codzienne kontakty z zupełnie obcymi ludźmi: kelnerką w restauracji, kasjerką w sklepie, która nie tylko podliczy należność za zakupy, ale patrząc Ci w oczy (sic!)  z uśmiechem powie np:
„Piękne te buty. Super zakup!”. Albo sąsiad na przedmieściach: widzę pierwszy raz w życiu wychodząc na chwilę na spacer z psem siostry: „cześć, co słychać” do tego uśmiech.
Groźny na pierwszy rzut oka, starszy recepcjonista w biurowcu, w którym mam szkolenie wita się grzecznie i prosi o wpis do książki wizyt. Na drugi zaś dzień rano zagaduje już jak starą znajomą: „Dzień dobry, jak się spało? Może wygodniej będzie Ci zostawić kurtkę tutaj? Miłego dnia!”

Puste? Jasne, bo głębia jest przecież w byciu gburem i ponurakiem! To śmieszne i wybacz-kompletnie bez sensu!


Kilka lat temu w windzie jednego z lokalnych już hoteli: ja i dwie urocze staruszki. Wnioskując po akcencie- Brytyjki. Przyglądają mi się uważnie, po czym jedna pyta: Jest Pani modelką? -Nie.
Pracuje Pani w telewizji? -Nie, dlaczego? -Bo wygląda Pani jak gwiazda.
Haha musiały mieć mocną wadę wzroku, ale… jak bardzo głupio by to nie brzmiało -to było niezwykle miłe i …sprawiło, że faktycznie tak właśnie się poczułam :)
„You made my day”- to określenie w języku angielskim jest bardzo adekwatne: przemiłe starsze panie zagwarantowały mi dobry nastrój na cały dzień. Nie tylko ten jeden zresztą, bo wspomnienie w kategorii żartu nadal przywołuje mój uśmiech. Do dziś też pamiętam- miałam na sobie szare: marynarkę i spódnicę oraz czerwone szpilki ;)
Takie bezinteresowne komplementy, przysługi czy gesty ze strony zupełnie obcych osób zapisują się w pamięci na całkiem długo i jestem pewna, że jeśli poszukasz w swojej- na pewno przypomnisz sobie niejedną historię tego rodzaju.
To jeszcze nie wszystko! Nie tylko w fizyce, w codziennym życiu też działa prawo Newtona: każda akcja rodzi reakcję. Uśmiechnij się. Rzadko kiedy nie dostaniesz uśmiechu w odpowiedzi. Im hojniej obdarzasz dobrą energią, tym więcej wróci jej do Ciebie!


Tak się składa, że dzisiejszy czwartek jest dniem moich urodzin. Dziękując za wszystkie piękne niespodzianki i miłe słowa, które otrzymałam, trochę nietypowo -też złożę życzenia. Sobie i wszystkim czytelnikom tego bloga. 
A może raczej to postulat niż życzenia? Postanowienie? Tak! To chyba najwłaściwsze słowo:
Raz dziennie. Każdego dnia. Sprawić bezinteresownie przyjemność nieznajomemu patrząc mu przy tym w oczy z uśmiechem. Komplement dla kasjerki w sklepie, przepuszczenie innego kierowcy w godzinach największego ruchu, kiedy właśnie bardzo się śpieszysz (tak, wzrok i uśmiech naprawdę widać w lusterkach!), pomoc starszej Pani na ulicy, czy gorąca herbata zaproponowana zziębniętemu listonoszowi. Cokolwiek. Raz dziennie. Każdego dnia. Zdziwisz się, jak dużo dostaniesz w zamian.
Miłego dnia! Mój jest fantastyczny :)



czwartek, 14 lutego 2013

O malowaniu światłem słów kilka… i tym, co ma to wspólnego z Twoją praktyką?

Jak dziś pamiętam, pewien dzień kilkanaście lat temu, kiedy z moją przyjaciółką Izą Urbaniak robiłyśmy sobie nawzajem zdjęcia w pokoju hotelu Ibis. W użyciu był mój stary, analogowy Olympus, używany wcześniej wyłącznie do zdjęć z wakacji z cyklu „tu jestem na plaży, a tu pod wieżą Eiffla”.
TYM RAZEM po raz pierwszy jednak urządziłyśmy „prawdziwą sesję”! ;)  
Nie muszę dodawać, że skoro aparat analogowy (tak, tak- ten na film), to na rezultaty trzeba było chwilę zaczekać. Tym większa była nasza ich ciekawość i boleśniejsze rozczarowanie, kiedy gotowe odbitki trafiły już w nasze ręce… 
Szkoda, że nie zachowały się efekty, choć zapewne powinnam być za to wdzięczna. Skoro wówczas patrzyłyśmy na nie z dużym zażenowaniem- pewnie nie było zbyt dobrze ;)


Nie oznacza to wcale, że zaniechałyśmy dalszych prób! Każda z nas w kolejnych latach zbliżała się do fotografii, pozwalając jej zająć w swoim sercu stałe i niezwykle ważne miejsce. Każda, rzecz jasna na swój własny sposób. 

Iza oddała się tej pasji całkowicie czyniąc ją swoim zawodem. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu, oraz niezwykłej wrażliwości w patrzeniu na świat, powstają prace, które podbijają serca miłośników fotografii oraz jury wielu, w tym także międzynarodowych konkursów. Jej urzekające zdjęcia możesz obejrzeć na blogu, stronie internetowej http://izabelaurbaniak.pl/ lub Fan Page na Fecebook’u .

Ja, z wiecznego braku czasu dzielonego pomiędzy rodzinę, pracę zawodową i masę nowych pomysłów do zrealizowania, a często też nazywając rzecz po imieniu- lenistwa, po aparat sięgam tylko od czasu do czasu. Za mało, tym niemniej zawsze z radością. Moje zdjęcia ubarwiają (taką przynajmniej mam nadzieję!) posty na tym blogu- również dzisiejszy rzecz jasna.


Dlaczego piszę o tym wszystkim? Oczywiście! Będę lobbować za Twoją aktywnością w tej materii, a konkretnie- za fotografowaniem przez Ciebie przypadków klinicznych. Nie jesteś w tym dobry? Przeczytaj wstęp raz jeszcze! Zawsze są jakieś początki. Kiedyś musi być ten pierwszy raz i w dodatku nie zawsze uwieńczony sukcesem. O technice napiszę może kiedyś, jeśli tylko dasz mi znać, że chciałbyś wiedzieć. Tymczasem chwila o tym, dlaczego warto:

1.   Po pierwsze dla siebie. Zdjęcia kliniczne robione na przestrzeni lat pozwolą zaobserwować Ci własny rozwój zarówno w samej technice fotografii, jak również, w jakości osiąganych efektów klinicznych.
2.   Po drugie- dla pacjenta.  Zadziwiające, jak szybko widząc w lustrze nowy, piękny uśmiech zapomina się jego wcześniejszą wersję sprzed „tuningu”. Do czasu obejrzenia zdjęć „przed i po”, pacjent nie jest w stanie docenić jak duża faktycznie zaszła zmiana. 
    Nie ma lepszej reklamy niż szczęśliwy z Twoich usług pacjent, będący pod wrażeniem własnej- jakże widocznej dzięki fotografiom- metamorfozy!


3.   Po trzecie: to znakomite narzędzie komunikacji z potencjalnymi pacjentami. Na bazie dotychczasowych przypadków „przed i po” możesz pokazać- np. na swoim Fan Page na Facebook’u (tu odsyłam do lektury ostatniego postu!), jakie efekty jesteś w stanie uzyskać. „Wow, nie wiedziałem, że takie małe licówki naprawdę potrafią zdziałać cuda!”. „Hmm taka mała korekta, a uśmiech zmienił się diametralnie”. Po takich przemyśleniach już krótka droga do „hmm a może też powinienem spróbować?”
4.   Po czwarte: dokumentacja- sprawa zdawałoby się oczywista, choć patrząc na faktycznie małą liczbę lekarzy korzystających z aparatu w gabinecie na co dzień- wciąż niedoceniana. W razie sporów (także prawnych), wątpliwości, dla własnych obserwacji. Fotografii nie zastąpi naprawdę żaden opis w karcie...


5.   Po piąte: to jedyna droga jeśli masz ambicje, aby publikować swoje prace, czy dzielić się własnymi doświadczeniami prowadząc szkolenia i wykłady. Nawet jeśli nie myślisz o tym dzisiaj, pamiętaj- dobrze mieć udokumentowane przykłady obserwacji przypadku na przestrzeni kilku lat…
6.   Po szóste wreszcie, choć nie ostatnie zapewne- aby opanować technikę, lub po prostu pokochać fotografię tak jak ja musisz kiedyś zacząć! Dlaczego więc nie od razu? Nawet jeśli na początku efekt daleki jest od Twoich oczekiwań. Najskuteczniejszy sposób nauki to praktyka!:)


A Ty? Na jakim etapie przygody z fotografią Jesteś? Nie otwartej jeszcze księgi, czy wręcz przeciwnie? Ponieważ to temat szczególnie bliski mojemu sercu będę wdzięczna, jeśli podzielisz się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami w tej kwestii. 
Może dopiszesz kolejne punkty do mojej listy?

czwartek, 7 lutego 2013

Facebook? Ale po co? …czyli dobrze czasem zadać to samo pytanie więcej niż jeden raz


Facebook, bo o nim zgodnie z obietnicą będzie dzisiaj mowa, kojarzył mi się do niedawna głównie z wpisami typu: „to ja i mój samochód” czy „właśnie jem śniadanie umm pycha!”. Nie żebym miała coś przeciwko, nie do końca tylko potrafiłam znaleźć sens własnego tam istnienia. Czego tu nie ma? Profile prywatne, artystów, polityków, dzieci, postaci fikcyjnych, strony firmowe, informacyjne… aż kręci się w głowie. Jedni piszą, drudzy tylko obserwują lub przekazują dalej posty innych. Niektórzy traktują jako „wirtualny pokój” do prywatnych pogaduszek, jeszcze inni wyłącznie profesjonalnie. 
Jeśli czytałeś poprzedni wpis wiesz już zapewne, że ciężko jest jednak dyskutować z liczbami...

Ciekawa jestem, czym jest Facebook dla Ciebie? Jeśli miejscem, gdzie umieszczasz bardzo prywatne wypowiedzi, lub np. zdjęcia z mocno zakrapianych imprez, prawdopodobnie lepiej, abyś miał dobrą kontrolę nad ustawieniami prywatności- w przeciwnym razie istnieje spore prawdopodobieństwo, że treści te podziwiać będą nie tylko przyjaciele, ale także Twoi pacjenci. Jeśli chcesz być identyfikowany wyłącznie przez bardzo wąską grupę znajomych, umieszczać na swoim profilu co tylko przyjdzie Ci do głowy i nie mieć dylematów: „przyjąć czy nie przyjąć zaproszenia?” może warto w tej zupełnie prywatnej wersji występować np. pod pseudonimem?


A Twój profesjonalny wizerunek? Jak zapewne zdajesz sobie sprawę, na Facebook’u funkcjonują dwa rodzaje kont: prywatne oraz tzw. Fan Page. Co kryje się pod tym pojęciem? To specjalny profil, niemal osobna strona internetowa, której celem jest promocja firmy, osoby (np. artysty) czy wydarzenia. W tym wypadku wystarczy, że doceniając jej zawartość odwiedzający kliknie „Lubię to”, nie musi "prosić się" o przyjęcie do grona znajomych jej posiadacza. Strony profesjonalne wymieniane są też oddzielnie w wyszukiwarce- jako „strony” lub „miejsca”, w przeciwieństwie do profili prywatnych wyświetlanych jako „osoby”. 
Czy możesz mieć dwa konta, z czego jedno byłoby prywatnym, a drugie profesjonalnym? Oczywiście! To nawet bardzo wskazane! Unikniesz mieszania informacji przeznaczonych dla zupełnie różnych odbiorców, a Twój pacjent szukając informacji profesjonalnych nie będzie bez potrzeby błąkał się po Twoim prywatnym koncie…to znaczy- bardzo prawdopodobne, że i tak będzie, ale żeby znaleźć tzw. ciekawostki ;-)
Chodzi zatem o to, aby informacje zawodowe były rozdzielone od prywatnych, te zaś były przeznaczone faktycznie tylko dla wybranych.
Czy Fan Page powinien być przypisany do Twojego nazwiska czy do nazwy kliniki/gabinetu? Hmmm to zależy od sytuacji, których mogę wyobrazić sobie co najmniej kilka. Przyjrzyjmy się:
1.   Jesteś młodym lekarzem pracującym w dużej klinice, chcącym wypracowywać sobie własną markę: powinna to być strona: Jan Kowalski Lekarz Stomatolog. Wiedza o tym gdzie aktualnie pracujesz (a może to być kilka miejsc) powinna zostać umieszczona w informacjach, tj. po kliknięciu na „opis”
2.   Jesteś właścielem kliniki, w której pracuje kilku lekarzy i chesz promować ją jako markę samą w sobie nie fokusując uwagi wyłącznie na sobie- powinno to być miejsce: xxxx Klinika  Stomatologiczna
3.   Jesteś właściecielem kliniki czy większego gabinetu, do którego pacjentów przyciąga jednak w głównej mierze Twoje nazwisko (a w związku z tym prawdopodobnie to właśnie Twojego nazwiska a nie nazwy gabinetu będą szukać)- powinno to być miejsce: xxx Klinika Stomatologiczna Jana Kowalskiego lub: Jan Kowalski xxxx Klinka Stomatologiczna
4.   W przypadku praktyki jednoosobowej- Jan Kowalski Gabinet Stomatologiczny xxxx


Co powinieneś umieszczać na swoim Fan Page? Możliwości jest wiele: porady, przydatne informacje, przypadki kliniczne „przed i po”,linki do wpisów na swoim blogu (jeśli takowy posiadasz), linki do filmików z opiniami innych pacjentów umieszczonymi na YouTube (o tym na pewno jeszcze napiszę!) i wiele innych informacji. Jest do nich jedno słowo klucz: WARTOŚĆ. Dla odbiorcy rzecz jasna! :-) Przed umieszczeniem wpisu warto zadać sobie pytanie: czy gdybym był pacjentem ta informacja miałaby szansę mnie zainteresować? Czy stanowiłaby dla mnie wartość?
Posiadając Fan Page możesz zarządzać nim jednocześnie ze swoim kontem prywatnym logując się tylko jeden raz: widoczne są dwie zakładki na górze zaś masz możliwość wyboru: korzystaj z „Facebooka jako”. Utrudnień zatem naprawdę zero.Nie ma przy tym znaczenia, czy nazwa Fan Page powiązana jest, czy nie z Twoim nazwiskiem. Dodatkowe plusy posiadania takiej strony, to dostęp do statystyk oraz możliwość jej reklamowania. To także znakomite narzędzie do generowania ruchu na Twojej stronie www czy blogu. Patrzę na statystyki swojego bloga i… większość odwiedzających trafiła tu właśnie dzięki facebook’owi! No i jeszcze jedno- Twoje konto w serwisie,to dodatkowy, wysoko pozycjonowany link do informacji o Tobie w wyszukiwarce google.

Jak utworzyć Fan Page? To całkiem proste. Wejdź na swoje prywatne konto na Facebook’u. Na pasku, na samym dole kliknij na „utwórz stronę”.Pojawi się taki właśnie obraz:
Inną drogą do tego samego celu może być otwarcie dowolnego Fan Page. Obok przycisku "Lubię to" znajdziesz drugi- "Wiadomość" i małą strzałeczkę obok. Po kliknięciu na nią rozwinie się menu, gdzie trzecią od góry pozycją jest "Utwórz stronę".
Dalej już postępujesz zgodnie z wskazówkami. Pamiętaj o załadowaniu dobrych zdjęć profilowych, które przyciągać będą uwagę. Może warto nawet pokusić się o przygotowanie graficznego logo jeśli nie miałeś go do tej pory?

Ps. A przy okazji- czy wiedziałeś, że ojciec Marka Zuckenberga (twórca serwisu Facebook) jest dentystą? Oczywiście, ma też swój Fan Page. Możesz zobaczyć go tutaj.