czwartek, 30 maja 2013

Nie ucz asystentki jak być miłą. Zatrudnij miłą asystentkę... czyli krótka historia młodocianej pracownicy, która pracodawcą została

Kiedy prowadziłam pierwszą rozmowę rekrutacyjną? Rany, strasznie dawno… to musiało być jakieś 20 lat temu! Brzmi strasznie, ale taka właśnie jest prawda. Czy jestem aż tak…hmm zaawansowana wiekowo? Według siebie samej z pewnością nie! ;) Obiektywnie rzecz, biorąc też chyba nie zupełnie…
Zawsze byłam entuzjastką podejmowania się różnego rodzaju zajęć. Jeszcze w podstawówce sekretarzowałam na wystawach psów, pomagałam w organizacji obchodów dnia dziecka i realizowałam masę innych pomysłów. To była zdaje się druga klasa liceum, kiedy wymyśliłam sobie, że zostanę hostessą na targach.

-Tato, czy mógłbyś porozmawiać z Maćkiem, żeby zatrudnił mnie jako hostessę? -zagaiłam pewnego dnia licząc na łatwy sukces. Wspomniany Maciej, właściciel firmy organizującej cykliczne imprezy targowe był przecież dobrym kumplem taty. Nie spodziewałam się przeszkód.  A jednak…
-Nie ma mowy! Proponuję, abyś zamiast tego skupiła się na nauce. Niczego chyba zbytnio Ci nie brakuje?- władczo  i nieco zaczepnie zawyrokował mój rodziciel.
Faktycznie- nie brakowało niczego. Poza uległością ;) „Genów nie wydłubiesz” jak mówi mój kochany szwagier. Ha, ja też jestem uparta!


Tak oto do Pana Maćka, którego serdecznie stąd pozdrawiam, udałam się sama. Po wysłuchaniu z czym przychodzę, mój wymarzony wówczas pracodawca, bez mrugnięcia okiem powiedział coś w rodzaju:
-Jeśli chcesz, nie ma sprawy. Możesz pracować w biurze targów przy obsłudze wystawców. Tylko pamiętaj, to nie zabawa!

Ależ to było przeżycie! Pierwsza impreza, jak dziś pamiętam: targi spożywcze: firmy, ludzie, masa spraw. Cudowne 4 dni! Jedna, druga impreza, gdzie „latałam pod sufitem” aż usłyszałam:
-Kama, dobrze Ci idzie. Będziesz kierownikiem biura. Możesz zatrudniać hostessy i pracowników… no i w ogóle zająć się całością tych spraw.
Jak gdyby nigdy nic, ze znudzoną nieco miną wziął kolejny łyk kawy, a dla mnie… zmienił się mój cały, nastoletni świat! 
Przez kilka kolejnych lat, bez względu na okoliczności, przez 4 dni niemal każdego miesiąca...
To, co teraz wydaje mi się dość zabawne, wówczas było przeżyciem na wielką doprawdy skalę. Ciekawe to były czasy, ogromne emocje i entuzjazm, zerowa (czy może raczej intuicyjna) wiedza o ludziach.
To było właśnie jakieś 20 lat temu. Całkiem dawno, kiedy się nad tym zastanowić.


Z tamtych czasów pozostał entuzjazm do tego, co robię i chęć poznawania nowych ludzi. Pozostały też rekrutacje, bo przez następne lata trochę ich przeprowadziłam. W związku z tym, można chyba stwierdzić- doszło mi nieco doświadczenia. Czy dziś, po tylu latach, zatrudnianie nowych pracowników to przysłowiowa bułka z masłem? Czy są to zawsze łatwe wybory? SKĄD!  
Mogę jednak wyznać Ci jedno: po latach różnorodnych prób i eksperymentów powróciłam niejako do źródeł- wierzę głównie swojej intuicji. Zatrudniam CZŁOWIEKA, którego potem, z pomocą współpracowników, uczę wiedzy potrzebnej na danym stanowisku i wspomagam na drodze własnego rozwoju.
O co chodzi? Dam Ci przykład. W moim zespole handlowców nie pracuje dzisiaj ani jedna osoba, która pełniła taką samą funkcję w innej firmie stomatologicznej. Dlaczego? Bynajmniej nie dlatego, że mam do takich osób uraz! Przeciwnie- wygodniej jest zatrudnić przedstawiciela, który zna branżę, produkty, klientów i krótko mówiąc – wie o co chodzi. Bez zbędnej straty czasu na żmudne szkolenia, może niemal z dnia na dzień rozpocząć swoją aktywność. Dlaczego zatem nie?


Bo to nie kwestia doświadczenia jest dla mnie priorytetem. Najważniejsze są cechy, których nie sposób się nauczyć: entuzjazm, chęci, pozytywne nastawienie i bycie po prostu fajnym człowiekiem. 
Otwarta głowa Twojego pracownika sprawi, że naprawdę przyswoi każdą, nawet tę z pozoru najbardziej tajemną wiedzę. Uwierz mi na słowo: zdecydowanie łatwiej będzie Ci nauczyć przyszłą asystentkę jaka jest sekwencja potrzebnego przy danej procedurze instrumentarium, niż umiejętności sprawiania, że każdy z Twoich pacjentów będzie czuł się potraktowany serdecznie i wyjątkowo…
Zatrudniasz czasem ludzi? Asystentki, recepcjonistki? Jest masa rad, i technicznych podpowiedzi, których mogłabym w związku z tym Ci udzielić. Zasadnicza kwestia, którą warto zapamiętać z dzisiejszej opowieści zawiera się jednak w tytule tego postu :)
Jeśli moje doświadczenie jest cokolwiek warte, to właśnie tej wiedzy: nie patrz na znakomite umiejętności techniczne myśląc: „jakoś to będzie, popracuję nad tą kwaśną miną”. 
Zatrudnij CZŁOWIEKA. Miłą osobę o otwartym umyśle pełną chęci do pracy. Zaufaj- nauczysz ją wszystkiego szybciej niż myślisz. Ta zasada nigdy nie zadziała w drugą stronę. Tylekroć, ile razy chciałam przekonać się, że to nieprawda, tyle razy byłam w błędzie.



Ps. W przededniu grupowego wyjazdu do pięknej i słonecznej (mam nadzieję!) Toskanii:  dzięki mój Kochany Zespole, „Best Performing Team 2012”  za energię, którą od Was dostaję. Patrzeć na Wasz rozwój, to chyba największa frajda, jaką mam z wykonywanej pracy.

Ps. II  Dla tych, którzy choć z malutką przyjemnością zaglądają do mojej pisaniny, polecam Magazyn Stomatologiczny, gdzie otrzymałam swoją stałą kolumnę. W aktualnym, majowym numerze piszę o truskawkach w zabaglione ;) 
Na zdjęciach w tym poście- część mojego, prawie zawsze uśmiechniętego Zespołu- Madzia i Ola :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz